Gdzie jesteś, Adamie? PDF Drukuj Email
Wpisany przez Beata   
wtorek, 05 sierpnia 2014 21:25

 

Od ostatniego, papieskiego felietonu minęły trzy miesiące intensywnej pracy. Przeminęła wiosna, a lato dotarło do swego upalnego półmetka. Tropikalne masy powietrza, z nawracającymi ulewami, uciążliwą dusznością i burzami nie pozwoliły mi skupić się na pisaniu. Przyklasztorny park zarósł ciemną, dojrzałą zielenią drzew, egzotyczna metasekwoja znacznie powiększyła swą objętość i wystrzeliła kilka metrów ku niebu, a kwiaty w ogrodzie ojca Kamila rozkwitły wszystkimi barwami pełni lata.

 

 

 

 

 

Z niepokojem i smutkiem śledzę wydarzenia ostatnich miesięcy.  W tylu miejscach na świecie, na wszystkich kontynentach, także blisko polskich granic, człowiek zadaje człowiekowi niewyobrażalne cierpienia, nie zastanawiając się nad bezsensem popełnianego zła. Narody zanurzają się w otchłani nienawiści. Silniejsi pomnażają swą nieprawością nieszczęścia słabszych, dodając do nich kolejne zbrodnie, dokonywane rzekomo w imię sprawiedliwości, dobra, wolności, prawdy. Stają mi przed oczyma wspomnień krajobrazy Krymu, zaanektowanego militarną siłą przez Rosjan - opadające ku morzu urwiste ściany wapiennych gór, malownicza dolina Bachczysaraju z wieżyczkami tatarskich minaretów, skalna twierdza karaimów Czufut-kale, rozległe stepowe równiny wnętrza półwyspu, wspominane przez Adama Mickiewicza w Sonetach Krymskich… Zestrzelony samolot malezyjski blisko granicy Ukrainy z Rosją, szczątki prawie 300 ludzkich ciał, porozrzucanych na wielkim obszarze, są przerażającym symptomem demonicznego zła drzemiącego w ludzkich sercach. W samolocie Malezji osiemdziesięcioro dzieci cieszyło się egzotycznymi wakacjami z bliskimi im osobami. A w ostatnich atakach rakietowych Izraela na strefę Gazy zginęło ponad 100 dzieci, setki zostało okaleczonych. A ofiary wojen i terroryzmu w innych krajach Bliskiego i Środkowego Wschodu, w tylu krajach Afryki? Jakże przygnębiającym staje się nasz coraz bardziej nieludzki świat.

 

 

 

Wszystkie tragiczne wydarzenia, o których zdawkowo wspominam wyglądają na pogłębiającą się wojnę ludzkich cywilizacji i bezwzględnych ideologii - coraz nowszych pomysłów, oraz bardziej wymyślnych, technicznie wyrafinowanych, służących niszczeniu. Walka toczy się niby o przetrwanie i uratowanie świata, a przecież skierowana jest przeciwko człowiekowi i życiu. Człowiek walczy z samym sobą. Czyżby celem tych ludzkich szaleństw i pomysłów miałaby być totalna zagłada ludzkiego istnienia i przekreślenie sensu historii świata, wymazanie z niej wartości, które wpisał Bóg w serce człowieka i we wszelkie stworzenie, którym wypełnił stworzony świat? Człowiek stanowiąc nowe prawa, pełen dumy i pychy wykreśla dekalog i Boże prawo, burzy w ten sposób podwaliny prawdziwie ludzkiego i w pełni Bożego świata. Niestety, my Polacy, mamy swój udział w zamazywaniu i odrzucaniu Bożego prawa, przekreślaniu sumienia, jako kryterium postępowania w codziennym życiu. Może jeszcze szczątkowo brzmią w naszej pamięci słowa św. Jana Pawła wypowiedziane w roku 1995 w Skoczowie:  „Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia! Być człowiekiem sumienia, to znaczy… angażować się w dobro i pomnażać je w sobie i wokół siebie, a także nie godzić się nigdy na zło, w myśl słów św. Pawła: ‘Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!’ (Rz 12,21)… Być człowiekiem sumienia, to znaczy angażować się w budowanie królestwa Bożego: królestwa prawdy i życia, sprawiedliwości, miłości i pokoju, w naszych rodzinach, w społecznościach, w których żyjemy, i w całej Ojczyźnie”. W XXI wieku Polska i świat potrzebuje wielkiej modlitwy o ludzi sumienia.

 

 

 

Kryzysy, załamania, klęski większe i mniejsze, nieszczęścia dotykają świata, bo dotykają naszej wiary i stają się miejscem ukrycia Boga, którego o wszystko oskarżamy. Są miejscami naszego zwątpienia. W ciemnych dolinach codziennych wydarzeń, które próbujemy sforsować, nie dostrzegamy szansy wyjścia ku światłu, odnalezienia Boga, który tam jest najbliżej udręczonego człowieka. W kryzysie i w ciemności mogę spotkać Boga. W ‘Gościu Niedzielnym’ pisze M. Jakimowicz, że „Kościół jest w nieustannym kryzysie. I będzie trwał w nim aż do ponownego przyjścia Tego, który jest jego głową… zbudował (przecież) swój Kościół na Piotrze – człowieku, który nieustannie przeżywał jakąś formę kryzysu”. Wołajmy, więc z nadzieją: „Maranatha!” i z pokorą wyznajmy za Tobiaszem: „Niech będzie błogosławiony Bóg, który żyje na wieki i niech będzie błogosławione Jego królestwo! To On karze i okazuje miłosierdzie, posyła do podziemnej Otchłani i wyprowadza z największej zagłady”… A kiedy nawrócicie się do Niego całym sercem i duszą, aby przed Nim postępować w prawdzie wtedy i On do was się zwróci i już nigdy nie zakryje oblicza swego przed wami” (Tb 13, 1-2. 6)

 

 

 

Pod koniec maja Papież Franciszek odwiedził Ziemię Świętą i w Sali Pamięci Instytutu „Yad Vashem” wygłosił niezwykłe przemówienie, które odnieść można do wszystkich ludzi, czyniących zło, odpowiedzialnych za tragedie i potworności w przeszłości, ale myślę, że i dzisiaj, na naszych oczach. Papież wypowiada słowa Boga zwrócone ku człowiekowi zdeprawowanemu, który zagubił swoje człowieczeństwo i odpowiedzialnemu za cierpienie i śmierć niewinnych: „Gdzie jesteś, Adamie? (por. Rdz 3,9). Gdzie jesteś człowieku? Gdzie się podziałeś?... Kim jesteś, człowieku? Już cię nie rozpoznaję... Kim się stałeś?... Co sprawiło, że upadłeś tak nisko? To nie proch ziemi, z którego zostałeś utworzony. Proch ziemi jest dobry, jest dziełem moich rąk. To nie tchnienie życia, które tchnąłem w twoje nozdrza. To tchnienie pochodzi ode Mnie, jest bardzo dobre (por. Rdz 2,7). Nie, ta otchłań nie może być tylko twoim dziełem, twoich rąk, twojego serca… Kto cię zdeprawował? Kto cię oszpecił? Kto zaraził cię pychą, byś stał się panem dobra i zła? Kto cię przekonał, że jesteś bogiem? Nie tylko torturowałeś i zabijałeś swoich braci, ale składałeś ich w ofierze samemu sobie, ponieważ ustanowiłeś siebie bogiem… Dziś znów słyszymy tutaj głos Boga: ‘Gdzie jesteś, Adamie?’ Z ziemi dobiega cichy jęk: Zmiłuj się nad nami, Panie!… Przyszło na nas zło, jakie nigdy nie wydarzyło się pod sklepieniem nieba (por. Ba 2,2). Teraz, Panie, wysłuchaj naszej modlitwy, usłysz nasze błagania, zbaw nas przez swe miłosierdzie. Zbaw nas od potworności… Zgrzeszyliśmy przeciwko Tobie… Nigdy więcej, Panie, nigdy więcej!… Oto jesteśmy, Panie, zawstydzeni z powodu tego, co człowiek, stworzony na Twój obraz i podobieństwo, potrafił uczynić. Pamiętaj o nas w swoim miłosierdziu”.

 

 

 

Pielgrzymka do Ziemi Świętej na początku bieżącego roku stała się impulsem do myśli o najbardziej sławnym europejskim pątniczym szlaku – św. Jakuba, do Santiago de Compostella. Kilka osób, z którymi na palestyńskich szlakach Jezusa zaprzyjaźniłem się, puściło w eter nieśmiały sygnał, który wydał mi się bardziej marzeniem, niż realną rzeczywistością. Ale wszystkie moje wyjazdy w przeszłości - w egzotyczne regiony świata, realizowały się najpierw, jako mało realne marzenia, a następnie stawały się konkretami i ich spełnieniem. Tym razem jednak uznałem, że moje wędrowanie pątniczym szlakiem św. Jakuba ograniczę jedynie do błogosławieństwa tym, których marzenia są bardziej realne, bo wiek pozwala na ich spełnienie. Porzuciłem, więc swoje myśli – marzenia.

 

 

 

W środę 30 lipca, 5 dni po świątecznym wspomnieniu świętego Apostoła Jakuba do wieruszowskiej furty klasztornej ktoś zadzwonił. Uśmiechniętą rodzinną piątkę pątników, szybko rozpoznałem. Najmłodsza Ania liczyła tylko 6 lat, w wieku gimnazjalno-studenckim Piotr i Michał, oraz uśmiechnięta mama Kasia... Ojciec gromadki - dr Franciszek, do podręcznego plecaka miał przymocowaną muszlę, rozpoznawalny symbol Sanktuarium św. Jakuba – z krańców Europy, z hiszpańskiej Galicji. Franciszek już pięciokrotnie nawiedził grób św. Jakuba. Zafascynowany fenomenem, jakim od 1200 lat są pielgrzymki do jego grobu, stał się nie tylko akademickim badaczem tej niezwykłej sieci pątniczej Europy, ale i współzałożycielem Bractwa Św. Jakuba Apostoła oraz jego prezesem w Węcławicach Starych, agregowanego w 2013 roku do Archibractwa w Santiago de Compostella. Pozostawiając na razie Camino de Santiago w sferze jedynie marzeń wracam do Wieruszowa, gdzie pod koniec czerwca na miejsce o. Kazimierza przeorem został mianowany o. Piotr. Był moim magistrem w nowicjacie w Leśniowie przed 18 laty i teraz nasze losy zakonne znowu się złączyły. Do konwentu dołączył także o. Stanisław, uśmiechnięty i o łagodnym usposobieniu były przeor konwentu toruńskiego. Po sześcioletnim pobycie w Wieruszowie odszedł natomiast o. Andrzej.

 

 

 

Kończąc ten felieton myślę o Matce Bożej nad Prosną w naszym parku, która w niezwykły sposób dała znak o sobie. Kiedy w 10-osobowej grupce uczestników rekolekcji stanęliśmy przy jej figurze pojawił się nagle przy nas piękny motyl z gatunku rusałek i usiadł na dłoni. Kilka razy odlatywał do figury Matki Bożej i wracał na dłoń I. Następnie wybrał sobie sześcioletnią Konstancję z Warszawy i pomiędzy jej dłonią oraz figurą Matki Bożej wykonywał taneczne pląsy. Wszyscy zgromadzeni przy alabastrowej figurze jednoznacznie odczytali ten znak obecności, pamięci i miłości Niepokalanej Dziewicy. Poszerzam ten gest Jej macierzyńskiej miłości i błogosławieństwa na wszystkich, do których dotrze ten sierpniowy felieton.

 

 

 

 

O. Ludwik z Wieruszowa

 

 

4-5 sierpnia 2014 r.

 

 

 

 

 

Poprawiony: wtorek, 05 sierpnia 2014 21:26